Mistrzostwa Polski w Skiff Dinghy
były organizowane 4-5 sierpnia przez Yacht Klub Stal w Marinie w Gdyni. Do
regat zgłosiło się 8 żaglówek z czego zdecydowana większość to żaglówki Nautica
450. Regaty początkowo miały wystartować o 11, ale z powodów wyższych to znaczy
braku siły aerodynamicznej zwanej przez niektórych meteorologów wiatrem, godzinę
startu sędziowie przesunęli na 12.00.
W marinie w Sobotę były całe masy ludzi,
związane to było z odbywającymi się tam Targami, całkiem niezłe zamieszanie -
pełno namiotów wystawców, wozy transmisyjne i nowiutkie łodzie motorowe i
żaglowe, pełen żeglarski misz-masz. Ciągnąc żaglówkę przez ten tłum w
kierunku slipu, wpadłem na prezydenta miasta Gdyni. Pan Wojciech Szczurek
spacerował nabrzeżem z synem (lat 6 albo coś koło tego). Szkraba dość mocno
zaciekawiła łódka którą ciągnąłem fajnie było mu odpowiedzieć że to Nautica 450
- łódka regatowa. Kto tam wie może w niedalekiej przyszłości i on też będzie
żeglował.
Wracając do regat to w sobotę mieliśmy 4 wyścigi typu góra-dół
a w niedziele już tylko 3; ściganie się góra-dół znaczy wyścigi wokół 2 bojek,
jedna ustawiona jest w pewnej odległości pod wiatr od linii startu a druga z
wiatrem, najpierw halsuje się na bojkę pod wiatr, bojkę omija się ją lewą
burtą, następnie wraz z wiatrem płynie się na dolną bojkę które też mijamy lewą
burtą. Początkowo dużo rzeczy mi się mieszało, żaglówka inaczej się zachowywała
niż na treningu bo wiatr był zdecydowanie słabszy, bardziej delikatnie trzeba
było przemieszczać się po pokładzie, jeden niewłaściwy albo gwałtowniejszy ruch
i łódka traciła prędkość, a ja za swoimi plecami słyszałem wtedy od Wróbla
przez zęby NIESKACZ!!( nawet po regatach rozważałem żeby ustawić sobie taki
dzwonek Batman nie skacz J J ). Dość dużo tego dnia się
nauczyłem, spodobało mi się że przy słabszym wietrze nie koniecznie trzeba np.
przechodzić na drugą burtę żeby balastować, można to zrobić stojąc w rozkroku w
poprzek łódki i tylko przekładać ciężar ciała z jednej nogi na drugą, co jest
bardzo wygodne przy zwrotach przez rufę z genakerem. Trzeba tylko mocno uważać
głową żeby nie przydzwonić w bom. Tego typu balastowanie bardzo mi przypomina
może to egzotyczne skojarzenie ale w pewnym sensie takie balastowanie podobne
jest do jazdy na snowboardzie, gdzie również przekładamy ciężar ciała z jednej
nogi na drugą. W sobotę w 4 wyścigach, trzykrotnie byliśmy drudzy i raz
zajęliśmy trzecie miejsce, uważam że nieźle się spisaliśmy. Po pierwszym dniu w
rankingu objęliśmy miejsce drugie.
Wieczorem po regatach jak to po regatach
była mała integracja, co muszę powiedzieć jest zawsze ciekawym punktem regat,
bo w końcu można poznać swoich przeciwników. Drugiego dnia regat czyli w
niedziele, byliśmy trochę zmęczeni po dniu wcześniejszym. Mi powychodziły
zakwasy - przede wszystkim na udach od balastowania i w rękach od szotów.
Przyznam że dość trudno było nam utrzymać tą drugą pozycje, na przyszłość wiem
że potrzeba więcej treningów. Nie zmienia to faktu że w ostatecznym rankingu
udało nam się zająć drugie miejsce, ZOSTALIŚMY VICE-MISTRZAMI POLSKI w Skiff
Dinghy. Dla mnie to drugie miejsce było, czymś niesamowity, pierwszy raz w
życiu dostałem medal.
Niesamowite przeżycie wracać do domu z Medalem i pucharem
w ręku – spojrzenia ludzi w SKM albo autobusach ZKM – bez cenne JJ . Śmieszna sytuacje miałem gdy
pasażerka która wsiadła w Gdyni wzgórze Św. Maksymiliana, zapytał się mnie czy
ja też wracam z wystawy kotów?? Pytam się jej z skąd takie pytania, a ona
wskazuje mi na puchar i mówi że na wystawie kotów dzisiaj takie wręczali JJJ. Widać w Gdyni
stosują uniwersalny wzór pucharów albo promocja akurat na ten wzór była JJJ– dla mnie nieważne
jak wygląda puchar ważne za co jest a ja jestem z niego bardzo dumny.
Następne regaty za 2 tygodnie w Iławie. Trzeba ćwiczyć ćwiczyć i jeszcze
raz ćwiczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz