Dla nas Regaty o Błękitną Wstęgę Zatoki Gdańskiej zaczęły
się już w czwartek po południu. Musieliśmy rozłożyć łódki na części pierwsze i
przetransportować z Górek zachodnich do Gdyni, a jak to bywa przy takich akcjach
tradycyjnie padał deszcz. Złożenie ich z powrotem w jedną całość zostawiliśmy
sobie na 8 rano w dzień startu i tym samym sobotnia pobudka wypadała jakoś
środku nocy.
Ze sprzętem poszło szybko z formalnościami jeszcze
szybciej, mogliśmy zejść na wodę.
Po wyjściu z portu okazało się, że wbrew obawom i
prognozom wiatr się utrzymał. Patrząc naszą skalą to nawet miejscami ostro
wiało i było zimno.
Start wyszedł nam lekko spóźniony, ale ze względu na
nasze gabaryty byliśmy w stanie wepchnąć się między duże jachty na prawą stronę
linii, tuż przy statku komisji.
Pierwszy znak ustawiono pod mariną w Sopocie, co dawało
całkiem długą halsówkę.
Po drodze zaczepiała nas motorówka z kamerą. Rafał vel
Batman zaczął oczywiście się wygłupiać (lekkie parcie na szkło ;-p ). Jakby
ktoś był ciekawy albo zapomniał jak wyglądamy to jesteśmy na filmiku:
12-15 sekunda
33-36 sekunda
Po wejściu na pierwszą boję pozostawał sprint troszkę
pełniejszym kursem.
Na górnym znaku ustawionym pod gdańskim portem
odpaliliśmy genakera. Dawno nie pływaliśmy w takich warunkach więc lekko nie
było.
W pewnym momencie łódka zaczęła pochylać się na
nawietrzną. Miałem nadzieję, że jak złapie wiatr to wróci do normy, ale pochylała
się dalej na mnie. Było za późno żeby zebrać swoje szanowne cztery litery mając
ręce zajęte rozparłem nogi w pasach. Wtedy woda po prostu chwyciła mnie za
tyłek i wyssała za burtę. Tym sposobem umocniłem moją przewagę na 3:1 w
wypadaniu z Nautici. Nie puściłem przedłużki rumpla więc cały czas sterując
wdrapałem się z powrotem na pokład (wersja bohatersko-oficjalna-dla prasy).
- Batman a może teraz tak trochę spokojniej
- Nie no, dawaj Jasiu, jedziemy
- No ale może tak trochę wolniej
- Nie tam, będzie dobrze.
Miał rację. Na kolejny znak na podejściu do portu w Gdyni
jechaliśmy głównie w ślizgu. Wrażenia niesamowite zwłaszcza dynamika łódki,
która doganiała fale a czasami wbijała się w nie i zwalniając jakby, miała
hamulec ręczny w standardzie, żeby za chwile znowu lecieć w ślizgu.
Kolejny znak kursowy i pozostała nam już tylko krótka
halsówka na metę. Nie wiem czy to kwestia zmęczenia czy złego trymu, ale nie
byliśmy w stanie iść jakoś bardzo ostro. W każdym razie udało się zmniejszyć
dystans do płynącej przed nami Nautici. Niestety dosłownie na ostatnich metrach
zrobiliśmy duży błąd i popłynęliśmy bliżej falochronu, gdzie było znaczenie
mniej wiatru niż od strony zatoki.
Tym samym ukończyliśmy regaty na 4 miejscu w klasie
Nautica 450 oraz 7 w klasie jachtów mieczowych. Na zakończenie sezonu byliśmy
mokrzy, zmęczeni i zziębnięci, ale bardzo usatysfakcjonowani.
Janek