środa, 10 października 2012

Błękitna Wstęga Zatoki Gdańskiej 2012




 
Dla nas Regaty o Błękitną Wstęgę Zatoki Gdańskiej zaczęły się już w czwartek po południu. Musieliśmy rozłożyć łódki na części pierwsze i przetransportować z Górek zachodnich do Gdyni, a jak to bywa przy takich akcjach tradycyjnie padał deszcz. Złożenie ich z powrotem w jedną całość zostawiliśmy sobie na 8 rano w dzień startu i tym samym sobotnia pobudka wypadała jakoś środku nocy.
 
Ze sprzętem poszło szybko z formalnościami jeszcze szybciej, mogliśmy zejść na wodę.
Po wyjściu z portu okazało się, że wbrew obawom i prognozom wiatr się utrzymał. Patrząc naszą skalą to nawet miejscami ostro wiało i było zimno.
Start wyszedł nam lekko spóźniony, ale ze względu na nasze gabaryty byliśmy w stanie wepchnąć się między duże jachty na prawą stronę linii, tuż przy statku komisji.
Pierwszy znak ustawiono pod mariną w Sopocie, co dawało całkiem długą halsówkę.
Po drodze zaczepiała nas motorówka z kamerą. Rafał vel Batman zaczął oczywiście się wygłupiać (lekkie parcie na szkło ;-p ). Jakby ktoś był ciekawy albo zapomniał jak wyglądamy to jesteśmy na filmiku:
12-15 sekunda
33-36 sekunda

Po wejściu na pierwszą boję pozostawał sprint troszkę pełniejszym kursem. 
Na górnym znaku ustawionym pod gdańskim portem odpaliliśmy genakera. Dawno nie pływaliśmy w takich warunkach więc lekko nie było.
W pewnym momencie łódka zaczęła pochylać się na nawietrzną. Miałem nadzieję, że jak złapie wiatr to wróci do normy, ale pochylała się dalej na mnie. Było za późno żeby zebrać swoje szanowne cztery litery mając ręce zajęte rozparłem nogi w pasach. Wtedy woda po prostu chwyciła mnie za tyłek i wyssała za burtę. Tym sposobem umocniłem moją przewagę na 3:1 w wypadaniu z Nautici. Nie puściłem przedłużki rumpla więc cały czas sterując wdrapałem się z powrotem na pokład (wersja bohatersko-oficjalna-dla prasy). 


- Batman a może teraz tak trochę spokojniej
- Nie no, dawaj Jasiu, jedziemy
- No ale może tak trochę wolniej
- Nie tam, będzie dobrze.

Miał rację. Na kolejny znak na podejściu do portu w Gdyni jechaliśmy głównie w ślizgu. Wrażenia niesamowite zwłaszcza dynamika łódki, która doganiała fale a czasami wbijała się w nie i zwalniając jakby, miała hamulec ręczny w standardzie, żeby za chwile znowu lecieć w ślizgu.
Kolejny znak kursowy i pozostała nam już tylko krótka halsówka na metę. Nie wiem czy to kwestia zmęczenia czy złego trymu, ale nie byliśmy w stanie iść jakoś bardzo ostro. W każdym razie udało się zmniejszyć dystans do płynącej przed nami Nautici. Niestety dosłownie na ostatnich metrach zrobiliśmy duży błąd i popłynęliśmy bliżej falochronu, gdzie było znaczenie mniej wiatru niż od strony zatoki.
Tym samym ukończyliśmy regaty na 4 miejscu w klasie Nautica 450 oraz 7 w klasie jachtów mieczowych. Na zakończenie sezonu byliśmy mokrzy, zmęczeni i zziębnięci, ale bardzo usatysfakcjonowani.

Janek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz